
Kutia babci, wersja wnuczki
W domu mojej babci na wigilijnym stole zawsze stała kutia. Pyszna, słodka, makowo-migdałowa pszenica. Gdy babci zabrakło, zabrakło też przepisu. Kutia już nigdy nie była taka sama. Moja też nie jest, ale przywołała smak dzieciństwa i wspomnienie świąt, które naprawdę miały wymiar Bożego Narodzenia. Nie biegania ze sklepu do sklepu, jedzenia ponad miarę i świątecznych porządków. Świąt, które miały zapach świerku, cynamonu i mandarynek. Oczekiwania na pierwszą gwiazdkę, czekania, aż wszyscy skończą wieczerzę, by wspólnie kolędować przy muzyce babcinych skrzypiec i oczekiwanie na to, co Gwiazdor schował pod choinkę.
Dziś jestem dorosła. Święta nie mają zapachu. Nie obchodzę świąt, choć zasiadam przy wigilijnym stole w domu mamy mojej lub mojego męża. Nie tęsknię za świętami mojego dzieciństwa. Bardzo tęsknię za babcią. I za kutią. Oto ona. Inna, a jednak ma tamten smak i zapach.
porcja dla 4-6 osób
200 g ziaren orkiszu
200 g mleczka kokosowego (śmietanka i woda)
160 g mielonego maku (lub namoczonego we wrzątku i zmielonego 2x)
50 g mielonego cukru kokosowego
50 g mielonego erytrolu lub ksylitolu
4 łyżki miodu
50 g rodzynek
50 g migdałów
30 g płatków migdałów
30 g żurawiny suszonej
20 g orzechów włoskich
1 łyżka olejku migdałowego (może być aromat do ciast)
Orkisz namaczamy na noc. Po tym czasie wodę zlewamy, zalewamy świeżą i gotujemy do miękkości – ok. 3 godzin. Można pominąć moczenie, ale czas gotowania będzie dłuższy. Ugotowaną odcedzamy dokładnie.
Rodzynki, mak i orzechy zalewamy wrzątkiem, zostawiamy do namoczenia. Odcedzamy na gęstym sicie.
W garnuszku podgrzewamy delikatnie mleczko kokosowe i cukier, erytrol i miód i dokładnie mieszamy do połączenia składników.
Wszystkie składniki mieszamy ze sobą dokładnie. Można podawać od razu, jednak na drugi dzień, gdy składniki przenikną się smakuje znacznie lepiej.